Reklama

Katastrofa kolejowa pod Budzyniem. Ruszył proces kierowcy ciężarówki

We wtorek w Sądzie Okręgowym w Poznaniu ruszył proces 25-letniego Bartosza Ż., kierowcy ciężarówki, oskarżonego o nieumyślne spowodowanie katastrofy kolejowej pod Budzyniem. Zginęły w niej dwie osoby. 25-latek broni się, że zawinił oblodzony przejazd.

Był mglisty, mroźny, środowy poranek 10 stycznia. O godz. 7.56. ze stacji w Budzyniu ruszył pociąg osobowy relacji Piła-Poznań Główny. Niespełna dwa kilometry na przejeździe na ul. Nowe Budy dalej doszło do katastrofy. Pociąg zderzył się z ciężarówką przewożącą ładunek stali. Na miejscu zginął 60-letni rewizor pociągu, a kilka tygodni później w szpitalu zmarł maszynista. Ciężko ranna została kierowniczka pociągu. dwoje pasażerów doznało poważniejszych obrażeń ciała, a koleje oszacowały swoje straty na ponad 7 mln złotych.

Wągrowiecka prokuratora o nieumyślne spowodowanie katastrofy oskarżyła 25-letniego Bartosza Ż., kierowcę ciężarówki. Według prokuratury, 25-latek zignorował znak STOP i wjechał prosto pod pociąg. Z powodu mgły mógł nie zauważyć w pierwszej chwili pociągu, ale znak STOP widział na pewno.  

25-latek od samego początku uparcie jednak powtarza, że zatrzymał się przed znakiem STOP i że nie widział wtedy żadnego pociągu. Jechał z ładunkiem stali, który dzień wcześniej zabrał ze Śląska. Dojechał z nim do Rogoźna, tam się przespał i z samego rana ruszył w kierunku Budzynia. Jak zeznał, ten ostatni odcinek drogi na Nowych Budach był najgorszy. Droga była zaśnieżona i oblodzona, bez śladu piasku czy soli. Lód był także na przejeździe. Sama ciężarówka przejechała, ale zabuksowały się koła naczepy. Nie wyskoczył z kabiny. Próbował do ostatniej chwili ruszyć z przejazdu. Nie zdążył.

Gdyby było posypane, to na pewno bym zjechał 

– przekonywał we wtorek sąd.

Jak było naprawdę? Czy zatrzymał się przed STOP i wjechał na wolny jeszcze przejazd? Czy może zlekceważył znak i wjechał prosto pod pociąg zabijając dwie osoby? Nie byłoby żadnych wątpliwości gdyby zachowało się nagranie z kabiny maszynisty. To jednak zostało całkowicie zniszczone razem z całą kabiną. Lód na drodze był jednak faktem. Mówili o tym przed sądem świadkowie wypadku. Pasażerowi samochodu, który krótko przed wypadkiem jechał DK11 wydawało się, że ciężarówka jedzie polem; drogi pod śniegiem nie było widać. Potem sami jechali tą drogą, żeby pomóc ofiarom wypadku.

Warunki były bardzo słabe. Na pewno był lód. Podobno straż pożarna miała problem, żeby ruszyć.

– relacjonował świadek, który sam z zawodu jest zawodowym kierowcą.

Zjazd na przejazd był cały oblodzony. Było bardzo ślisko. Nie dało się iść

– zeznał jeden z pasażerów pociągu, który po wypadku przeszedł feralny odcinek Nowych Bud. 

Mgła, lód i śnieg. Czy w takich warunkach kierowca w ogóle powinien kontynuować jazdę? Nie - zdaniem biegłego ds. rekonstrukcji wypadków drogowych, który opiniował w tej sprawie. Sąd przesłucha go na najbliższej rozprawie.

Sprawę katastrofy badała również Państwowa Komisja Badania Wypadków Kolejowych. Jej raport również ma trafić do sądu.

Tymczasem na samym przejeździe od czasu katastrofy nic się nie zmieniło. Po ostatnim wypadku, do którego doszło tam w sierpniu, kolej rozważa jednak zamontowanie w tym miejscu sygnalizacji świetlnej.  

 

Aplikacja pilaonline.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Aktualizacja: 18/09/2024 20:09
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo pilaonline.pl




Reklama
Wróć do