
- Marzę, że doczekam czasów, kiedy ludzie zaczną myśleć lokalnie. Nie kupuję chleba w Lidlu, ale u lokalnego piekarza, o którym wiem, że tu mieszka i tu płaci podatki. Sami też jesteśmy firmą stąd. Tutaj płacimy podatki, zatrudniamy ponad 300 osób, które mają rodziny, które tu pracują i tu wydają - mówi Zbigniew Ryczek, współzałożyciel i współwłaściciel Grupy ASTA.
Jesteście na rynku już ponad 30 lat. Jaki był początek tej historii?
Jak to bywa w większości dobrych historii, a myślę, że ta właśnie do nich należy, o wszystkim zdecydował przypadek. Nasze ścieżki przecięły się w 1988 roku w Spółdzielni Mieszkaniowej „Śródmieście”. Zostałem powołany na członka zarządu, a Henryk Małdziński, mój wspólnik, był w zarządzie przede mną. Za jego kadencji na Niemczewicza 14 zbudowano pierwszą w Pile i bodaj trzecią w Wielkopolsce instalację telewizji kablowej. Kiedy objąłem funkcję wiceprezesa ds. technicznych dostałem zadanie podłączenia dwóch bloków. To były czasy przełomu, czyli czasy wielkiej pustki; nie było niczego. W AZARC-ie usłyszałem, że mogą podłączyć mi kabelki, ale to my musimy wykonać czarną robotę. Siłą rzeczy trzeba było zakasać rękawy i zrobić to samemu. I tak zaczęła się moja współpraca z Henrykiem Małdzińskim. I tak wyglądały początki Asta-Net.
Podłączyliśmy tamte bloki. W innych tworzyły się już społeczne komitety budowy kablówki, mieszkańcy przychodzili do nas z woreczkiem pieniędzy i pytali: czy możemy to zrobić? I tak blok po bloku zaczęliśmy to robić. Już na samym początku postawiliśmy na jakość. Naszym DNA było, aby być dumnym z tego co zrobiliśmy. W innych dekoderach ginęły kanały, przestawiały się, a nasze instalacje zawsze działały.
Pierwsze zachodnie programy to RTL, PRO7, 3SAT, czy Sky. Z listą mieszkańców jechałem do komendanta milicji, który musiał wyrazić zgodę na to, aby dane osoby mogłyby mieć dostęp do zachodnich stacji. To był koniec komuny i na szczęście, to była tylko formalność. Pamiętam, że w jednym przypadku zrobili zastrzeżenie, żeby nie podłączać…
Nasze pierwsze duże zlecenie to był Złotów i mieliśmy do podłączenia całe miasto. Jeździliśmy tam przez półtora roku. W tym czasie trochę odpuściliśmy Piłę i to był błąd. Jak wróciliśmy, trzeba było gonić rynek, a konkurencja z Pilsatu to była nomenklatura: prezesi spółdzielni mieszkaniowych, dyrektor telekomunikacji… To nie mogła być i nie była równa walka. Chcieliśmy jakoś się wyróżnić, stąd pomysł na lokalną telewizję. To było też urzeczywistnienie idei wolnych mediów.
Wtedy stworzenie telewizji to naprawdę było WOW. Pierwszy rok nadawaliśmy bez koncesji. Szybko weszła ustawa Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji i aby zdobyć koncesję musieliśmy przejść identyczną ścieżkę co Polsat; nie było podziału na małego i dużego nadawcę. To nie było łatwe, z drugiej jednak strony to był duży stempel na demokrację.
Jesteście liderem w dostarczaniu usług telekomunikacyjnych w północnej Wielkopolsce i macie ambicje być nim również w województwie zachodniopomorskim. Jak buduje się taką pozycję na rynku?
Na południu Wielkopolski Promax, w środku Inea, my na północy. Te linie demarkacyjne powstały w sposób naturalny, niepisany i w czasach kiedy wszyscy ze sobą współpracowaliśmy. Były też wspólne realizacje jak Projekt Wielkopolskiej Sieci Szerokopasmowej do którego Inea zaprosiła nas jako partnera. Po tym jak zmienił się właściciel, zmieniła się też, niestety, filozofia współpracy. I tak zostaliśmy sami na północy Wielkopolski. Kiedy wygraliśmy konkurs na budowę sieci światłowodowej w Koszalinie i na terenie trzech sąsiednich powiatów naturalnym kierunkiem rozwoju okazała się północ. Budowa tej sieci zmieniła naszą pozycję nie tylko na lokalnym, czy regionalnym rynku. W rankingu największych operatorów w Polsce znaleźliśmy się na szóstym, czy siódmym miejscu. Dzięki konsolidacji sił największych operatorów, znalazło się dla nas miejsce w pierwszej dziesiątce. Nie czujemy tej mocarstwowości jeżeli chodzi o cały kraj, ale ten północno-zachodni kawałek tortu bardzo nas interesuje.
Jaka filozofia towarzyszyła firmie przez te wszystkie lata?
Filozofia firmy to jakość. To jest ta pieczęć nad naszymi usługami. Budujemy cały czas w najlepszych technologiach. Nie robimy skrótów. Robocizna jest zawsze taka sama: czy położysz kabel mały, czy duży, tak samo musisz zapłacić za jego położenie. To, co się zmienia, to same światłowody. Można już mówić o rewolucji. Pierwsze światłowody były czterowłóknowe, dziś jest 1800 włókien. Kiedyś wszystko wysyłane było jednym włóknem, dziś jedno włókno idzie do jednego mieszkania i jeszcze wymagane jest zabezpieczenie.
Wszyscy mamy te same technologie. Nasze kable niczym się nie różnią od kabli Orange, UPC, Vectry, czy inni operatorów. Wszyscy mamy te same standardy. To, co robi różnicę, to jakość usług i oferta.
Filozofią jest również rozwój. Asta-Bud powstała z potrzeby. Nasz pierwszy podwykonawca podjeżdżał pod firmę starym żukiem. Kiedy po roku podjechał nowym volkswagenem olśniło mnie: dlaczego nie założyć własnej spółki?
Dziś realizujemy duże kontrakty dla dużych operatorów i jesteśmy w przededniu wydzielenia części drogowej do osobnej spółki. Zresztą jesteśmy w takim wieku, że musimy już to robić. Nie mam zamiaru pracować do końca życia i jeden dzień dłużej. Ktoś tym musi jednak zarządzać, a ludzie muszą mieć motywację. Przyjęliśmy metodę wewnętrznej prywatyzacji, czyli dyrektorzy i kierownicy jakiegoś profilu firmy zostają udziałowcami.
Ja już nie mam czasu budować firmy przez kolejne 20 lat. Dziś chcemy wejść od razu i nadać tej firmie energię. Tak wyłoniła się Asta Energy. Bo każdy z nas może wsiąść do boeinga i polecieć. Skoro ludzie mogą latać na księżyc, to mogą wszystko.
Jesteście jednym z najdłuższych stażem członków Izby Gospodarczej Północnej Wielkopolski. Jak Izba zmieniała się razem z wami?
Do Izby zaprosił nas Krzysztof Horodecki. To było dwa, trzy lata po jej otwarciu i było jak wstąpienie do klubu biznesu. Mieliśmy poczucie, że tworzymy coś nowego. Dziś pewnie to poczucie mają młodzi przedsiębiorcy. Teraz jest dobry czas w Izbie. Doszła nowa ekipa, nowi ludzie. Chylę czoła przed naszymi paniami i to jak one zmieniają Izbę. Będzie komu przekazać pałeczkę w zarządzie. Mogę doradzać, ale już czas na zmiany.
Do czego jest nam potrzebna Izba? To jest odwieczne pytanie. Jeżeli znajdzie się ktoś kto powie, że izba jest niepotrzebna, że tylko płaci składki i nic z tego nie ma, to powie nieprawdę. Jeśli twierdzisz, że nic z tego nie masz, to dlatego, że nie chcesz brać. Jeśli jesteś pasywny, to faktycznie pieniądze, które wydajesz na składkę, marnujesz. Jak chcesz wejść do izby, to znajdziesz coś, co ci się zwróci z nawiązką. Nawet pandemia w Izbie miała swoją dobrą stronę. Zaczęliśmy spotykać się zdalnie. Wcześniej nie było na to czasu. To nie jest tak, że Izba jest idealna. Ścierają się różne interesy, ale najważniejszy jest ten zbiór części wspólnych.
O czym marzy prezes Zbigniew Ryczek?
Marzę, że doczekam czasów, kiedy ludzie zaczną myśleć lokalnie. Nie kupuję chleba w Lidlu, ale u lokalnego piekarza, o którym wiem, że tu mieszka i tu płaci podatki. Sami też jesteśmy firmą stąd. Tutaj płacimy podatki, zatrudniamy ponad 300 osób, które mają rodziny, które tu pracują i tu wydają. Po drugiej stronie jest firma zewnętrzna, która kasę wyprowadza do Francji, centralę ma w Warszawie, a w Pile tylko jednego, czy dwóch handlowców. Ja się nie użalam. Taki jest świat, ale warto pracować nad świadomością. Chcesz zmienić operatora? Zmień go na takiego, który podatki płaci w Polsce. I zyski też tu zostawia.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie