
- Najlepiej zastanówmy się, jak my byśmy chcieli być traktowani. Czy w taki sposób, jak to robimy wobec naszych gości? Przede wszystkim trzeba zadbać o dorosłych, by to oni potem potrafili pomóc dzieciom, nie odwrotnie. To tak, jak jest w instrukcji bezpieczeństwa w samolocie - najpierw maseczki zakładamy sobie, a potem dzieciom – mówi psycholog Klaudia Giese-Szczap w rozmowie z Kają Kunicką.
- Najlepiej zastanówmy się, jak my byśmy chcieli być traktowani. Czy w taki sposób, jak to robimy wobec naszych gości? Przede wszystkim trzeba zadbać o dorosłych, by to oni potem potrafili pomóc dzieciom, nie odwrotnie. To tak, jak jest w instrukcji bezpieczeństwa w samolocie - najpierw maseczki zakładamy sobie, a potem dzieciom – mówi psycholog Klaudia Giese-Szczap w rozmowie z Kają Kunicką.
Polacy rzucili się do pomocy Ukraińcom, to dla nas charakterystyczne. Katastrofy potrafią nas jednoczyć lepiej niż cokolwiek innego. To piękna cecha, ale czy - z punktu widzenia psychologii - działamy prawidłowo? Pomoc rzeczowa, to jasna sprawa, ale już przyjmowanie uchodźców - choć niewątpliwie szlachetne - nie jest łatwe.
Nie tylko katastrofy nas jednoczą, ale rzeczywiście często działamy akcyjnie. Trudno oceniać, czy „akcyjność” jest działaniem prawidłowym. Trudno w obliczu tego, co widzimy, gdy mamy w głowach obrazy spadających bomb, a w uszach krzyk ludzi myśleć, czy to jest prawidłowe. To działanie daje nam poczucie sprawstwa i pozwala na obniżenie swego lęku. Jednocześnie musimy pamiętać, że nasi goście - uchodźcy mają swoje przyzwyczajenia, swoje zachowania. Przyjeżdżają do nas, są gośćmi i tak należy ich traktować. Bez względu na to, na jak długo przyjechali. Taki pobyt nie jest łatwy, ani dla jednej, ani dla drugiej strony. Kiedy już przyjmiemy gości z Ukrainy warto im powiedzieć, jak nasz dom „funkcjonuje”, np. co robimy i o której godzinie, aby mieszkające u nas osoby nie wystraszyły się tego, co się dzieje, np. nieokreślonego hałasu. Warto pokazać im, jak wygląda nasze mieszkanie czy dom, gdzie będzie teraz ICH lokum. Warto, BA! trzeba im zapewnić minimum prywatności i intymności. To jest dla nich ogromnie trudne, bo nie są u siebie i często nie mają nic swojego.
Wielu pilan jest w Ukrainie i na granicy. Spotykają się z historią, której nigdy nie znali. Wracają zmienieni. Jak mogą otrząsnąć się z tego co widzieli? A wcześniej, co mogą zrobić, żeby pomoc uchodźcom?
To są niezmiernie trudne, ale i wzruszające sytuacje. Pobyt tam, na granicy i w Ukrainie, słuchanie historii ludzi, ich tragedii, patrzenie na smutek, złość, frustracje może powodować u wolontariuszy różne emocje. Ich udziałem mogą być zarówno pozytywne emocje, np. radość z tego powodu, że coś się udało zrobić, że ktoś się na sekundę uśmiechnął, jak i skrajnie negatywne. Jak wolontariusze powinni działać, żeby przetrwać? Przede wszystkim powinni zadbać o siebie. Mogą robić tyle, ile czują, że mogą – nic ponad swoje siły. Powinni unikać przemęczenia, dbać o siebie, o sen, o wypoczynek, o relaks. Pomoc daje poczucie sprawstwa, pozwala regulować emocje. Powinni jednak wyjątkowo dbać o siebie, bo zmęczony, wyczerpany „pomagacz” nie będzie nic w stanie dać dalej. I pamiętajmy, że widok i doświadczenie ludzkich tragedii może zmienić funkcjonowanie wolontariuszy w ich życiu codziennym, ich sposób patrzenia również na zwykłe problemy.
A praktyczne porady zachowań wobec potrzebujących pomocy?
Mogą robić wszystko, co są w stanie zrobić. Mogą podać kubek herbaty, dać ciepły koc, przytulić i tylko, a właściwie aż być. Niby mało, a jak bardzo wiele. Mogą po prostu być, przypilnować dziecka, dać mu jeść, a w tym czasie mama może spokojnie, np. skorzystać z toalety. Tych przykładów jest bez liku.
Rodzina wspólnie i jednomyślnie zdecydowała się przyjąć uchodźców u siebie w domu. Jak im pomóc, a jakich błędów unikać?
Przede wszystkim często chcemy pomagać potrzebującym na naszych zasadach. Nie mamy złych intencji, bo chcemy by czuli się u nas dobrze i często chcemy „za dużo”. Musimy pamiętać, że oni często przyjeżdżają skrajnie zmęczeni. Nawet jeśli udało im się przespać w czasie podróży to są zmęczeni. Muszą swoje odespać. Nie, nie da się „naspać” na zapas i nie można odespać zarwanych nocy, ale chodzi mi o znalezienie chwili spokoju, chwili na wyciszenie bez huku bomb, bez błysków, bez strachu. Musimy wziąć pod uwagę kulturowe różnice, np. kulinarne. Nie możemy oczekiwać, że nasz nowy „domownik” zje cały przygotowany na jego przyjazd obiad, ale nie obrażajmy się wówczas. Może też czuć się źle, dziwnie jedząc z nami. Widzi też nasze uśmiechy, zadowolenie, radość - dla nich to może być trudne, przecież jeszcze parę dni temu widzieli straszne rzeczy. Dlatego generalnie pamiętajmy - osoba, która z nami zamieszkała bierze tyle, ile ONA chce wziąć.
Nie obsługujmy osoby, która z nami zamieszkała. Nie zabierajmy jej poczucia sprawczości. Pozwólmy zrobić sobie kanapki, kawę, herbatę, obiad. Jeżeli uzna, że jest w stanie, niech to robi, bo da jej to poczucie sprawstwa, ale i pozwoli poczuć się potrzebnymi
Barierą często może być też język. Może warto nauczyć się parę zwrotów w języku gości. Zanim się goście pojawią w naszym domu warto przygotować dla niech osobny pokój, zabrać z niego swoje rzeczy, przygotować miejsce w szafie. Osobny pokój i miejsce dla gości da im prywatność, tak bardzo im teraz potrzebną. Trzeba dać gościom ich ręczniki, pokazać, gdzie będą mogli je ulokować w łazience. Dajmy gościom dostęp do internetu, tego też bardzo potrzebują. Pamiętajmy również, żebyś nie mówili naszym gościom, żeby nie płakali, bo płacz jest im bardzo potrzebny. Nie komentujmy np. włączania światła w nocy, bo noc dla nich jest często najtrudniejsza...
Największymi ofiarami wojny zawsze są dzieci. My, dorośli, potrafimy sobie lepiej czy gorzej wytłumaczyć co się dzieje, ale jak rozmawiać o niej z dziećmi?
Przede wszystkim trzeba z nimi rozmawiać, nie perorować, nie opowiadać, a właśnie rozmawiać. Teraz szczególnie dużo... Musimy najpierw dowiedzieć się, co konkretnie na temat sytuacji dzieci wiedzą. Nie można odpowiadać na pytania, które nie padły. Czasami możemy wyprzedzić coś, czego dzieci wcale nie chciały wiedzieć, o czym nawet nie myślały. Jeżeli dzieci pytają, jeżeli są ciekawe, odpowiadajmy zgodnie ze swoją wiedzą. Jeżeli czegoś nie wiemy - mówmy to. Nie siejmy dzieciom swoich niepokojów, nie epatujmy tragicznymi obrazami. Pokazujmy, co realnie możemy zrobić. Wyłączmy telewizor - nie pozwólmy sobie i innym opowiadać cały czas o tym, co się dzieje, o wojnie. Te wszystkie informacje na pewno usłyszymy jeszcze raz, gdy będziemy sami, bez dzieci. Unikajmy słów: I co to teraz będzie? W ogólne pilnujmy, jakich słów używamy... Gdy dziecko pyta o to, co z nimi teraz będzie, warto odpowiedzieć, że to dorosły o to zadba i że robimy wszystko, by dorośli byli w stanie im pomóc.
Pytajmy dziecko o zgodę, czy możemy być koło niego. Pytajmy, czy możemy je przytulić. To, że dotyk jest naturalny nie znaczy, że dla małego uchodźcy też będzie
Pytajmy dziecko o zgodę, czy możemy być koło niego. Pytajmy, czy możemy je przytulić. To, że dotyk jest naturalny nie znaczy, że dla małego uchodźcy też będzie. Normalizujmy płacz, emocje dziecka. Mówmy: Widzę, że jesteś smutny. Jak chcesz pogadać, jestem obok. Warto zadbać, aby dzieci, które gościmy - po uzyskaniu zgody opiekunów oczywiście - miały kontakt z innymi dziećmi z Ukrainy, by nie czuły się wyobcowane. Poczucie wspólnoty jest niezmiernie ważne dla każdego.
Skoro jesteśmy przy dzieciach - Polacy chętnie przyjmują pod swój dach ukraińskie rodziny, najczęściej kobiety z dziećmi. Jak powinniśmy się zachowywać wobec maluchów, żeby jak najbardziej zminimalizować ich stres ?
Przede wszystkim trzeba się zaopiekować kobietami, które z nami zamieszkały. Trzeba szanować ich wolę, wszystko robić z taktem i dyskrecją. To nie my opiekujemy się maluchami, a ich mamy, ciocie, babcie. My tylko jesteśmy pomocną dłonią. Możemy wyręczyć w opiece, ale tylko pod warunkiem, że osoby tego sobie życzą. Nie pomagajmy, bo uważamy, że tak trzeba.
Nie naciskajmy na rozmowę, bo to – w naszej ocenie - przyniesie ulgę. A co, jeśli nie? Jeśli tylko pogłębimy kryzys? Pytajmy, czy osoba chce się tym podzielić. Jeżeli nie, koniecznie to uszanujmy. Nie pytajmy też o to, co się dokładnie wydarzyło. Jeżeli zadbamy o dorosłych, oni lepiej będą sobie radzić ze swoimi dziećmi
Najpierw dorosły reguluje swoje emocje, a dopiero potem dzieci. Z dziećmi starajmy się rozmawiać tak, jak one chcą. Bawmy się z nimi. One często w zabawie pokażą nam, w jakim kierunku trzeba pójść. Nie zapominajmy, że jeżeli dzieci przyjechały ze swoimi rodzicami, opiekunami to ci dorośli nie stali się nieudolni i potrafią zająć się swoimi dziećmi. Najmłodsi często pokazują, że się źle czują w sposób zupełnie dla nas niezrozumiały. Dobrze by było, gdybyśmy okazali zrozumienie dla różnych dziwnych dla nas zachowań dzieci. One mają mniejszą tolerancję na zmiany. W zależności od wieku dziecka można przygotować zabawy tak, by miało się czym zająć. Można z dziećmi kolorować, bawić się tak, jak one chcą. Ważne też, aby z nastolatkami rozmawiać jak z prawie dorosłymi, z dziećmi dostosować formę i treść do ich wieku, a rozmawiając być na wysokości ich wzroku.
Maluchy widzą i czują, że ich mamy, babcie, ciocie przeżywają nie tylko rozstanie z mężczyznami, ale też to, że pozostawiły cały majątek za naszą wschodnią granicą. I znów pytanie, jak to ogarnąć, żeby nie zrobić dzieciom i mamom krzywdy?
Podkreślam, że trzeba być uważnym, trzeba słuchać, pytać, czy w czymś pomóc i czy w ogóle chcą naszej pomocy. Nie możemy obrażać się, gdy jej nie chcą, gdy reagują w niemiły - w naszej ocenie - sposób. Nie możemy zakładać, że ktoś MUSI chcieć pomocy, „bo jest taki biedny”... Najlepiej zastanówmy się, jak my byśmy chcieli być traktowani. Czy w taki sposób, jak to robimy wobec naszych gości? Przede wszystkim trzeba zadbać o dorosłych, by to oni potem potrafili pomóc dzieciom, nie odwrotnie. To tak, jak jest w instrukcji bezpieczeństwa w samolocie - najpierw maseczki zakładamy sobie, a potem dzieciom…
Wróćmy na moment do Polaków. Wspomniałyśmy, że umiemy się mobilizować w sytuacjach krytycznych. Szybko reagujemy, ale też nie jest to zbyt długi proces, taki trochę słomiany ogień. A potem wracamy do polsko-polskiej wojenki. Dlaczego tej jedności nie potrafimy przenieść na późniejsze życie?
Na takie nasze zachowania wpływ ma wiele elementów, między innymi pewnego rodzaju przyzwyczajenie do sytuacji. Nie można być zbyt długo na pełnych obrotach, bo się „zużywamy”, wypalamy. Niektóre osoby swoje zachowania z tej „akcyjności” przeniosą dalej i nadal będą angażowały się w pomoc innym. Czasami pomagamy, bo chcemy dobrze wypaść w swoich oczach. Dla niektórych to nieodzowna część ich aktywności, dla innych - właśnie akcyjność. Pomaganie we wspólnocie ma również inną moc, a taki charakter mają sytuacje krytyczne. Pomaganie innym ma też coś, dzięki czemu MY czujemy się lepiej. Nie: lepsi, ale lepiej właśnie i to tej jedna z pobudek pomagania. Tego uczy się nas od początku życia.
Wojna kiedyś się skończy. Rany, także te w psychice, będą się długo zabliźniać. Jak możemy pomóc podnieść się po takim doświadczeniu?
Oby wojna skończyła się jak najszybciej! Oby świat pokazał jedność. Niejeden raz podnosiliśmy się po różnych tragediach. Na wiele rzeczy potrzeba czasu. Nie wszyscy muszą korzystać z pomocy psychologa. Oceny, czy będą potrzebowały czy nie, nie można dokonywać już teraz, bo na to też potrzeba czasu. Oczywiście osoby doświadczającej ostrej reakcji na stres (ASD) potrzebują wsparcia drugiego człowieka. W tym okresie często nie ma jednak miejsca na terapię, ani tym bardziej NIGDY na ponowne przeżywanie tego, co było. Musimy obserwować ludzi, być czujnymi, by to wychwycić. Dostępne badania pokazują, że wiele osób ma odpowiednie mechanizmy i odporność taką, która pozwala przeżyć traumę. Musimy robić też wszystko, by z tego, czegoś teraz doświadczamy wynieść kolejną i kolejną lekcję.
Dziękuję za rozmowę.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie