
W 2016 roku skutkiem ustawy znoszącej obowiązek szkolny dla sześciolatków były puste ławki pierwszoklasistów. W tym roku są to puste ławki w szkołach ponadpodstawowych. Po raz pierwszy w historii nie ma pierwszej klasy w Liceum Ogólnokształcącym w Trzciance. I chociaż za rok pusty rocznik już się nie powtórzy, to nikt nie ma wątpliwości, że uczniów będzie ubywać, a nie przybywać. I szkoły muszą się na to przygotować.
Eksperci oświatowi nie mylili się. Rok temu szkoły przeżywały armagedon z powodu kumulacji roczników, czego skutkiem były przepełnione klasy, często też nauka do późna albo na dwie zmiany, a w przypadku niektórych szkół również konieczność wygospodarowanie przestrzeni na nowe sale lekcyjne kosztem choćby szkolnych korytarzy. Tylko w liceach znalazło się aż pięć roczników. W tym roku, kiedy do szkół ponadpodstawowych trafił pusty rocznik pierwszaków z 2016 r. szacowano, że klas pierwszych będzie trzy razy mniej niż rok wcześniej.
Skąd wziął się pusty rocznik? Od 2009 roku sześciolatkowie mieli prawo do nauki w szkole. W 2014 roku obowiązkiem nauki szkolnej oprócz dzieci 7-letnich objęto również 6-letnie dzieci z pierwszej połowy rocznika. Dzieci z drugiej połowy rocznika nie musiały rozpoczynać nauki w szkole. I w zdecydowanej większości poszły do szkoły dopiero we wrześniu następnego roku, kiedy trafił tam również cały rocznik sześciolatków. Był to już ostatni akord wprowadzanej w takich bólach i przez tyle lat reformy rządu PO-PSL.
Tymczasem obowiązek szkolny dla 6-latków nie przetrwał nawet roku szkolnego. Po tym jak PiS doszedł do władzy został szybko zniesiony. Cały rocznik sześciolatków został jednak w szkole. I zabrakło go we wrześniu 2016 roku, kiedy to do pierwszej klasy poszli jedynie ci 7-latkowie, którzy mieli odroczony rok wcześniej obowiązek szkolny oraz 6-latkowie, których wysłali tam dobrowolnie rodzice. Tych ostatnich nie było zresztą zbyt wielu; zdecydowana większość dzieci została w zerówce.
I tak po dwóch latach kumulacji półtoraroczników do szkół ponadpodstawowych zapukał w końcu pusty rocznik. Jeżeli w ogóle zapukał. W całym powiecie czarnkowsko-trzcianeckim w tym roku było tylko ponad 300 absolwentów szkół ósmych. To dużo za mało, by zapełnić klasy w wystarczającym stopniu, a w niektórych przypadkach by zapełnić je w ogóle. Tak zdarzyło się, niestety, w Liceum Ogólnokształcącym w Trzciance, gdzie do pierwszej klasy rekrutowało tylko 10 uczniów.
Subwencja nawet w części nie pokryłaby kosztów funkcjonowania tak małego oddziału. Tylko w tym roku musielibyśmy dołożyć do niego 70 tys. złotych. W tej sytuacji wspólnie z Zarządem podjęliśmy trudną decyzję o nieuruchomieniu tego oddziału
– mówi starosta czarnkowsko-trzcianecki Grzegorz Bogacz.
Bardzo słabo wypadł również nabór w Zespole Szkół w Krzyżu Wlkp., gdzie utworzono tylko 15-osobową klasę. Dużo lepiej wyglądał już nabór do szkół zawodowych w Trzciance i w Czarnkowie. I jeżeli jakiś dyrektor szkoły ponadpodstawowej nawet przy pustym roczniku może mieć powody do zadowolenia, to jest to Jan Palacz, dyrektor Zespołu Szkół im. Józefa Nojego w Czarnkowie.
Dlaczego „Górka”? Szkoła zachęcała m.in. możliwością odbywania wakacyjnych płatnych staży w specjalistycznych firmach, a także klasami patronackimi Steico i Seaking, których absolwenci mają praktycznie zagwarantowane miejsca pracy. Nie wiadomo czym kierowali się absolwenci, ale postawili na „Górkę”.
Nieco słabiej wypadł nabór w trzcianeckiej „Samochodówce”, gdzie nie udało się skompletować klas na wszystkich kierunkach. W efekcie będą łączone: technik pojazdów samochodowych z technikiem informatykiem, technik spedytor z technikiem architektury krajobrazu. Jak będzie to wyglądało w praktyce? Przedmioty ogólne jak polski czy matematyka będą nauczane w całej klasie, zawodowe w grupach. Tak technika w całym kraju, nie tylko w Trzciance, próbują sobie radzić z pustym rocznikiem.
Kiedy będzie w końcu normalnie? Za rok do szkół pójdzie już cały rocznik. Prawdziwa normalność zagości jednak w polskiej szkole dopiero za pięć lat, kiedy to szkolne mury opuści ostatni pusty rocznik. Wtedy po chaosie spowodowanym reformami nie powinien pozostać najmniejszy nawet ślad. Szkoły będą mieli jednak znacznie poważniejsze zmartwienie.
Wskaźniki demograficzne są nieubłagane. Jeszcze w tej kadencji jesteśmy w stanie sobie poradzić. W przyszłym roku będziemy mieli trzykrotnie więcej absolwentów klas ósmych, ale z każdym kolejnym rokiem będzie ich jednak coraz mniej. Nie uciekniemy przed tym, ale możemy się do tego przygotować racjonalizując na przykład kierunki kształcenia. Racjonalizując czyli dostosowując ofertę do potrzeb rynku pracy i zmieniającej się rzeczywistości. Szkoły zawodowe muszą wymyślić się na nowo. Postawić na kierunki, które będą konkurencyjne. Nauczyciele będą musieli się przekwalifikować albo zdobyć nowe kwalifikacje
– mówi starosta Grzegorz Bogacz.
Szkoły, które będą czekać ze zmianami na ostatni dzwonek, za kilka lat mogą zostać bez uczniów. Tylko w gminie Trzcianka w 2023 roku przyszło na świat zaledwie 167 dzieci. W 2022 roku jeszcze mniej. Trzy szkoły w Trzciance będą musiały się podzielić najwyżej setką absolwentów, bo część z nich pewnie wybierze Piłę. I tak będzie już co roku. Na rynku zostaną tylko najlepsze szkoły, w przypadku szkół zawodowych i techników, szkoły, które wcielą w życie papierowe na razie zapisy rządowego planu działań w zakresie kształcenia i szkolenia zawodowego.
System edukacji i rozwoju umiejętności powinien być na tyle elastyczny, aby pozwalał na szybkie reagowanie na zapotrzebowanie gospodarki na konkretne umiejętności. Ponadto, z uwagi na dynamikę zmian we współczesnej gospodarce, niezbędne jest dalsze wzmacnianie procesu aktualizacji wiedzy nauczycieli zawodu
– można przeczytać we wciąż aktualnym, bo obejmującym lata 2022-2025 rządowym programie.
Rozwiązaniem mogą być zupełnie nowe kierunki kształcenia. Od 1 września 2024 r. szkoły prowadzące kształcenie zawodowe mogą rozpocząć kształcenie w zawodzie technik elektromobilności. Łatwiej wprowadzić, trudniej wykształcić.
- Racjonalizacja szkół będzie wymagała zespołowego działania. Zadaniem dyrekcji będzie przygotować kadrę na nowe wyzwania związane choćby z nową ofertą edukacyjną. Naszym, jako organu prowadzącego, modernizować i wzmacniać szkoły technologicznie, tak by w zakresie kształcenia spełniały standardy, które się pojawią w potencjalnym miejscu pracy. To nie będzie łatwe. Dlatego musimy współpracować z zakładami pracy
– nie ma wątpliwości Grzegorz Bogacz.
Nie zawsze spełnienie przez szkołę standardów będzie oznaczało konieczność otwierania drogich, specjalistycznych laboratoriów. Takie, naturalne przy tym warunki, uczniowie mają u przyszłych pracodawców. Będzie potrzebnych więcej klas patronackich, więcej praktyk i staży, więcej kształcenia dualnego. W przedsiębiorstwie uczeń otrzymuje szkolenie praktyczne, które w szkole zawodowej jest uzupełniane wiedzą teoretyczną – do tego w skrócie można byłoby sprowadzić kształcenie dualne, ale jest ono czymś znacznie więcej. Angażuje bowiem potencjalnych pracodawców w proces kształcenia i szkolenia zawodowego już od samego początku.
Jak wynika ze studium zleconego przez Parlament Europejski „Dualny system kształcenia: rozwiązanie na trudne czasy?” różne kraje realizują różne rodzaje ścieżek kształcenia i szkolenia zawodowego. W Niemczech, Austrii czy Danii dominuje w pełni rozwinięty system przyuczania do zawodu. Przyuczanie do zawodu jest częścią kształcenia formalnego, a po jego ukończeniu uczeń otrzymuje świadectwo, które oznacza również uzyskanie statusu wykwalifikowanego pracownika.
Zakres szkolenia realizowanego w przedsiębiorstwie jest ustalany wspólnie przez rząd, przedstawicieli organizacji pracodawców i związków zawodowych. Uczniowie mają jasno określony status, otrzymują wynagrodzenie, a wszystkie zainteresowane strony (uczniowie, przedsiębiorstwo, ośrodek szkoleniowy i in.) mają wyraźnie zdefiniowane prawa i obowiązki. Koszty szkolenia dzielone są między rząd i pracodawców (rząd pokrywa część związaną z nauką w szkole, natomiast pracodawcy finansują szkolenie realizowane w przedsiębiorstwie).
W krajach takich jak Polska, Francja, Holandia czy Włochy istnieją systemy przyuczania do zawodu, lecz nie stanowią one głównej ścieżki kształcenia i szkolenia zawodowego. Przyuczanie do zawodu łączy się często z realizowanym w szkołach kształceniem i szkoleniem zawodowym. Ten system ma kilka kluczowych cech wspólnych z w pełni rozwiniętymi systemami przyuczania do zawodu (status uczniów, umowa, wynagrodzenie), lecz cieszy się on mniejszą popularnością wśród uczniów i przedsiębiorstw.
Istotne elementy uczenia się poprzez praktykę w miejscu pracy zawarte w programach realizowanych w szkołach to rozwiązanie stosowane w Finlandii, ale także we Francji i w Holandii. Na czym polega? Uczenie się w szkołach wciąż pozostaje główną formą kształcenia i szkolenia zawodowego, lecz do programów systematycznie włącza się elementy uczenia się poprzez praktykę w miejscu pracy. Takie szkolenia są obowiązkowe i obejmują dłuższy czas.
Jeszcze w innych krajach jak Czechy czy Słowacja, zdecydowana większość kształcenia i szkolenia zawodowego jest w pełni realizowana w szkołach.
Czy Polska zostanie tylko przy przyuczeniu do zawodu, czy może pójdzie w ślady zachodniego sąsiada, okaże się dopiero za kilka czy za kilkanaście lat. Wyścig z demografią rozpoczął się jednak już teraz.
Czy w Trzciance zostawić trzy czy dwie szkoły? Być może takie decyzje będzie musiał podejmować przyszły zarząd powiatu. Nie będziemy jednak udawać, że niż demograficzny to nie nasz problem. Naszym zadaniem jest przygotować powiatową oświatę na te chude lata
– mówi starosta Grzegorz Bogacz.
Jak szkoły mogą bronić się przed niżem? Choćby jakością kształcenia. Tej nie da się jednak zapewnić bez dobrych nauczycieli. Tymczasem związkowcy nie ukrywają, że coraz wyraźniejsza staje się selekcja negatywna do zawodu nauczyciela, a ci dobrzy - odchodzą. Coraz głośniej się mówi o tym, by otworzyć szkoły przed osobami, którzy nie mają formalnego wykształcenia pedagogicznego, ale mają doświadczenie zawodowe i wiedzę merytoryczną. Żeby przetrwać szkoły będą potrzebowały uczniów, ale żeby ich zdobyć, będą potrzebowały dobrych nauczycieli.
Kończyłem studia humanistyczne, ale jestem absolwentem technikum samochodowego w Trzciance. I byłem dumny kiedy w latach 70-tych jedna z dużych firm w Pile ogłaszając w regionalnej gazecie nabór do firmy samochodowej zaznaczyła, że z pierwszej kolejności przyjmą absolwentów Samochodówki. Dziś też nie mam wątpliwości, że jakość kształcenia będzie odgrywała coraz ważniejszą rolę
– mówi starosta Grzegorz Bogacz.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie