
Pięć lat temu Wiecznie Bazgrająca stała się Wiecznie Walczącą. To nie był jej wybór, bo nikt nie wybiera rozległego udaru pnia mózgu i móżdżku. Wyborem stała się walka, by odzyskać choć część dawnego życia, a z tego które jest wycisnąć jak najwięcej. Jak wicemistrzostwo świata na przykład. Magda Andruszkiewicz taka już jest. I żaden udar tego nie zmieni.
Od tamtego listopadowego dnia minęło już 5 lat i 20 dni. Dokładnie 1847 dni. Medycyna wciąż nie potrafi wytłumaczyć połowy udarów wśród młodych ludzi. Nie pasują do ich życia. Do niczego. Nie potrafi też wyjaśnić samoistnej nadpłytkowości krwi, która była przyczyną udaru u Magdy. Skąd się wzięła w jej 29-letnim życiu tak pełnym życia?
Pilanka zaczynała zdobywać właśnie sławę jako Wiecznie Bazgrająca. Jej koszulki z ręcznie rysowanymi portretami wiszą w szafie m.in. Hugha Jackmana, Edwarda Nortona czy Martyny Wojciechowskiej. Hipnotyzowała w tańcu i jako amazonka podczas sesji zdjęciowych. Marzył się jej pokaz mody ręcznie malowanej. Z modelkami i światłami.
Fot. Daria Kaczorowska
Wiedziałam, że muszę wstać
29 listopada 2018 r. było tylko światło lamp szpitalnych i jeden procent szans na przeżycie po rozległym udarze pnia mózgu i móżdżku. Te pozostałe 99 procent musiała wywalczyć sobie sama. Magda i jej mała armia: rodzice, rehabilitanci i lekarze. Może wszystko potoczyłoby się inaczej gdyby lekarze nie zbagatelizowali nękających ją przez cztery lata silnych bólów głowy. Gdyby nie zrobili tego nawet w dniu w którym dostała udaru. Dlatego poszła do dyżurki, żeby wypisać się na własne żądanie. Już nie zdążyła.
- Świat się zatrzymał, a potem wrócił zupełnie inny – mówi dziś Magda.
Inny i obcy jak jej ciało. Sparaliżowane i pełne blizn. Do dziś pamięta ten dzień w Warszawie kiedy poczuła, że rusza prawą ręką. To było uczucie, którego nie dało się porównać z niczym wcześniej. Odzyskiwała to swoje ciało kawałek po kawałku. Wydzierała je godzinami ćwiczeń. Przypominała ciału, że wcześniej też już ćwiczyło. Wtedy był taniec, jazda konna i windsurfing, teraz leżenie na brzuchu i podnoszenie ręki, ale tamto gdzieś w środku też było.
- To, co kochałam, uratowało mi życie. Lekarze mówili, że gdybym wcześniej nie była tak aktywna, mogło być znacznie gorzej. Dużo ludzi po tak rozległych udarach jak mój już nigdy nie wstaje z łóżka. Ja wiedziałam, że muszę wstać. Najpierw z łóżka, potem z wózka. Od 4,5 roku życia tańczyłam w „Szafirkach”. Taniec nauczył mnie cierpliwości, wytrwałości i dyscypliny, a uparta byłam jeszcze przed udarem – mówi Magda.
Świat przez grubą folię
Tak jak wcześniej uczyła stawiać swoje ciało kroków w tańcu, tak teraz uczyła je chodzić, mówić, widzieć. Jakby było białą plamą, a właściwie to czarną jak te plamy w jej polu widzenia. Pamięć wracała jej przez rok. Ze wzrokiem to się nie udało. Z powodu tych czarnych plam widzi jak przez folię. Bardzo grubą folię, która tylko z grubsza pozwala jej widzieć świat. Bez twarzy i bez odcieni.
Z tymi czarnymi plamami walczy od czterech lat w Optoplus Centrum Terapii Wzroku. Raz w tygodniu jeździ do Poznania na rehabilitację, a co trzy miesiące na turnusy podczas których „trzepią” jej oczy prądem, bo z oczami wszystko jest w porządku, tylko mózg nie widzi, że ona nie widzi. Dlatego trzeba wysyłać mu „wiadomości”.
Nie odzyskała też kontroli nad ciałem. Prawa strona jest wyraźnie słabsza przez co ma kłopoty z równowagą. Jako perfekcjonistka denerwuje się kiedy drżą jej ręce i nie może złożyć równo koszulki.
Znacznie lepiej jest już z mową, bo kiedy wyjęli jej z gardła rurkę tracheostomijną i mogła w końcu mówić, to nie rozumiała samej siebie. Teraz mówi wprawdzie wolno, ale każdy ją rozumie. To Paula, jej neurologopedka w Instytucie Psychiatrii i Neurologii w Warszawie, gdzie spędziła pierwszy rok po udarze, wymyśliła Wiecznie Walczącą.
- Kiedy twoje życie pryska jak bańka mydlana tak łatwo jest się poddać. Żeby walczyć trzeba wykrzesać siłę w sobie, ale też mieć ludzi wokół siebie, którzy będą cię motywować. Kogoś, kto będzie ci mówił jak moja mama „Magda pamiętasz, jak ci ta łapa wisiała”.
Rehabilitacja po udarze nie jest łatwa. To nadzieja, ale też rozczarowanie. Dlatego jak przychodzi kryzys, to nie myślę. Robię to, co mam do zrobienia i już. Nieraz dostałam opieprz od rehabilitantów, że za dużo ćwiczę, ale od siedzenia i nic nie robienia nic się nie zmienia, a ja chcę, żeby się zmieniło.
Paryż o smaku srebra
Stąd w jej życiu wziął się frame running – sport dla osób z niepełnosprawnościami, który w Polsce spopularyzowała Fundacja Złotowianka. Biegacz race używa trójkołowego roweru bez pedałów - porusza się opierając tułów na specjalnie skonstruowanej ramie i odpychając nogami.
Wszystko zaczęło się od marzenia dwojga duńskich parasportowców. Mansoor Siddiqi, który startował w zawodach na wózku inwalidzkim marzył, by z niego wstać i pobiec. I zrobił to w 1991 roku na rowerze zaprojektowanym przez paraolimpijkę Connie Hansen. Dziś Frame Running ma swoje międzynarodowe zawody i oficjalne mistrzostwa świata.
Magda już trzykrotnie przeszła do historii Frame Runngingu. Rok temu na zawodach w Kopenhadze ustanowiła dwa rekordy świata na 200 i 400 m, a w tym roku w Paryżu na Paralekkoatletycznych Mistrzostwach Świata sięgnęła po tytuł wicemistrzyni świata na 100 m. Jak zostaje się drugą zawodniczką na świecie? Najpierw jest ciężka praca na treningach i na zgrupowaniu kadry, a potem najszybsze 100 metrów w życiu.
Leciałam na czuja. Wiedziałam, że gdzieś z boku jest linia, której nie mogę przekroczyć, ale nie widziałam jej. Latała mi ręka, cała kierownica mi latała, ale doleciałam. Nie wiedziałam co się dzieje. Dopiero kiedy trener podbiegł i wręczył mi flagę dotarło do mnie, co się tu wydarzyło
- wspomina Magda.
Fot. Bartłomiej Zborowski/ Polski Związek Sportu Niepełnosprawnych START
Magda jest jednym z najmocniejszych punktów polskiej kadry Frame Runningu. Tymczasem niewiele brakowało, żeby nie pojechała do Paryża. Miała złe wyniki i bardzo niską odporność. Z tego powodu nie pojechała na Mistrzostwa Polski. Tymczasem zbliżał się termin wyjazdu na Mistrzostwa Świata. Lekarz powiedział „w życiu!”, ale ona była zdeterminowana. Do Paryża pojechała prosto ze szpitalnego łóżka. Kiedy wróciła do Piły rodzina i sąsiedzi urządzili jej powitalne przyjęcie. Był szampan w ogrodzie i balony, które pękały od upału. Była też radość, duma i szczęście.
Codzienne mistrzostwa
Był Paryż i wicemistrzostwo świata. Są też codziennie mistrzostwa jak własnoręcznie upieczony chleb, przyszykowany obiad czy samodzielna podróż taksówką. Po udarze wsiadła już na konia, ale spadła. Nie poddaje się. Razem z nią wtedy w Instytucie w Warszawie leżał po udarze Muniek Staszczyk. Dziś nagrał nową płytę i gra koncerty.
- Marzę o terapii, która pozwoli mi wrócić do tego, co było – mówi Magda. - Udar to chwilowe pierdyknięcie. Zmienia wszystko. Potem na nowo trzeba układać rzeczywistość. Trzeba ją zaakceptować, żeby podjąć walkę.
Kiedy jeżdżą na rehabilitację do Poznania zatrzymują się w jej dawnym mieszkaniu. Nic nie zmienili w nim od udaru.
- Jestem u siebie. W swoim życiu. Czuję wtedy motylki w brzuchu – wyznaje Magda.
Fot. Karolina Majsner
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie