Reklama

Eligiusz Komarowski: starostą się bywa

Z Eligiuszem Komarowskim o wyborczym wyniku Porozumienia Samorządowego oraz jasnych i ciemnych stronach bycia przez osiem lat starostą pilskim rozmawia Agnieszka Świderska. 

Dobra kampania, jeszcze lepszy program, a jednak wynik Porozumienia Samorządowego, który mocno rozczarował i który na dziś oznacza koniec rządów w powiecie. Co poszło nie tak?

Zacznijmy od tego, że nie było w historii tak działającego powiatu jak za naszych czasów. Już nigdy nie będzie tylu inwestycji, tylu akcji społecznych, tylu wydarzeń. I to jest dla mnie ewenement socjotechniczny.

Nie jestem tyle zawiedziony wynikiem, co priorytetami, którymi kierowali się wyborcy. Wystarczyło sobie przypomnieć, co było 10 lat temu w powiecie pilskim. Nikt o nim wtedy nie słyszał. Zmieniliśmy to. W czasie wyborów ważniejsze jednak okazało się to, żeby mieć serce na plakatach. Być może jest to trend ogólnokrajowy.

Na taki, a nie inny wynik miało też wpływ pojawienie się ugrupowania  OdNowa Grzegorza Piechowiaka, które łącznie zdobyło 3,5 tysiąca głosów. I były to głosy zabrane w dużej części naszym kandydatom; to my zbieraliśmy głosy ludzi, którzy nie chcieli głosować na partie. Dlatego kiedy pojawiły się dwa stowarzyszenia, to głosy się podzieliły.

Najbardziej bałem się o swój wynik po tej fali hejtu i artykułach na zamówienie. Jestem jednak z niego zadowolony. W poprzednich wyborach głosowało 55 tysięcy, w tych 50 tysięcy mieszkańców naszego powiatu. W 2018 roku zdobyłem 1890 głosów, więc w tych powinienem liczyć na około 1700. Poparło mnie 1538 wyborców. To jest spadek, ale nie tak rażący jak u innych. Zwycięzca w moim okręgu w ostatnich wyborach zdobył 3069 głosów, teraz miał tych głosów 2160. U niego ten spadek jest więc znacznie wyższy.

Nie ukrywamy jednak, że nasi kandydaci faktycznie mieli te wyniki dużo słabsze. Pomijam takie przypadki jak Krzysztof Pabich, któremu do mandatu zabrakło 10 głosów. Wymieniłem bardzo mocno listę w centrum i na Zamościu. Uważałem, że poprzedni kandydaci, którzy mieli tam po 200 głosów, mogą zrobić lepsze wyniki. Tymczasem okazało się, że większość nie przekroczyła nawet granicy 100 głosów. W innych okręgach było podobnie.

Udało nam się natomiast odbić jeden mandat w Szydłowie; mamy w tym okręgu dwa. Niestety, w trzech pozostałych okręgach straciliśmy. I chociaż wygraliśmy w nich, to jednak nie na tyle, by sięgnąć po drugi mandat. System D'Hondta, jest pod tym względem nieubłagany. Natomiast racja jest też taka, że ci z moich radnych, którzy pracowali przez całą kadencję, nadal są radnymi. Absolutnie nie mam jednak żalu do tych kandydatów, którym ta sztuka się nie udała. Widocznie tak miało być. Widocznie musi być gorzej, żeby potem znowu było lepiej.

Na 7 maja zaplanowana jest pierwsza sesja Rady Powiatu, a na niej wybór nowego starosty i zarządu. Czy wśród kandydatur padnie  nazwisko Eligiusz Komarowski?

Nie będę kandydował do zarządu bez względu na to, czy moje ugrupowanie będzie ugrupowaniem koalicyjnym, czy nie będzie. Ogłosiłem to moim kolegom już kilka miesięcy temu. Ja w końcu muszę zacząć żyć. Bycie starostą to nie tylko 12 godzin pracy dziennie, ale bycie nim przez całą dobę. Kładłem się do snu z myślą o pracy i to była moja pierwsza myśl po przebudzeniu. Jakieś trzy tygodnie przed wyborami wyszedłem z moim współpracownikiem z urzędu około godziny 15.00. Mieliśmy dokądś jechać. Zobaczyłem ogromne korki i bardzo się zdziwiłem. Zapytałem nawet, czy coś się dzieje. Usłyszałem: „Szefie, ale to codziennie są o tej porze korki”. Nie byłem tego świadomy, bo nigdy nie wychodziłem z pracy przed godziną 18.  Nie dało się inaczej jeżeli miały być efekty. Byłem wymagający, ale najbardziej od siebie. Dawałem z siebie wszystko. Zawsze na najwyższych obrotach.

Człowiek sobie uświadamia pewne rzeczy dopiero po czasie. Spędziłem tutaj prawie 10 lat. Przy tej intensywności ten czas powinien być liczony podwójnie. Zaczynałem pracę mając 44 lata. teraz mam 54. Czy mam ochotę pracować tak następne 10 lat, żeby wieku 64 lat być styranym i złamanym?

Nie ukrywam, że od mniej więcej od pół roku zacząłem dbać o siebie, bo wcześniej było tak, że nie miałem nawet czasu zjeść śniadania. Obiadu w tygodniu w ogóle nie jadłem. To były jakieś hot-dogi na Orlenie i inne fast foody. Zaczęło przybywać mi kilogramów.  Zanim zostałem starostą przynajmniej trzy razy w tygodniu byłem na basenie, a w soboty robiłem marszobiegi na 20 kilometrów. Tutaj zrezygnowałem z karty Benefit, kiedy uświadomiłem sobie, że ja na basenie byłem nie trzy razy w tygodniu, ale trzy razy w roku. Dlatego dziś czuję pewną ulgę. W końcu będą mógł zająć się sobą i swoimi bliskimi.

Czy władza jednak nie uzależnia? Jak to będzie nie być już starostą?

Starostą się bywa. Miałem swoje życie zanim zostałem starostą i nie boję się tego, co będzie kiedy przestanę nim  być. Ja zawsze spadam na cztery łapy. Nie ukrywam, że mam już kilka propozycji pracy. Lubię wyzwania. Zawsze byłem typem zadaniowca, nigdy urzędnika. Poza tym to nie jest też tak, że wszystko się kończy. Jestem przecież radnym. Oczywiście chciałbym żeby moje ugrupowanie funkcjonowało w jakimś elemencie zarządczym. Czułbym się wtedy zobowiązany pomagać.

To chyba normalne, że chcę, żeby to się utrzymało. Żeby nie wróciło nic nie robienie, żeby powiat nie kojarzył się z odrapanym budynkiem, zamkniętym stadionem, dziurawymi drogami.

Życzę mojemu następcy, żeby mnie przebił w dokonaniach. Trzy razy byliśmy najlepszym powiatem w Polsce wygrywając ranking Związku Powiatów Polskich. To  takie samorządowe Oscary. Co jeszcze mogliśmy zdobyć? Co jeszcze zrobić, skoro zrobiliśmy niemal wszystko? Co więcej obiecać, skoro mieliśmy najlepszy program?

Nie ukrywam, że najbardziej byłem rozczarowany wynikiem w Pile, gdzie tak dużo zrobiliśmy przez ostatnią kadencję. Kładę to trochę na karb ludzkiej niewiedzy. Że ludzie nie wiedzieli, że trzeba wybrać radnych po to, żeby oni wybrali potem starostę.

A może chcieli położyć kres wojnie pilsko-pilskiej?

Ta wojenka nawet jak była wykreowana przez dziennikarzy, to faktycznie była przesadzona. Czy można było współpracować? Wydaje mi się, że mieszkańcy przewrotnie na tym zyskali. Była motywacja. Jak my coś zbudowaliśmy, to za chwilę budowało miasto.

Pewnie, że byłoby dużo lepiej jak byśmy raz w miesiącu, starosta i prezydent,  spotkali się na dobrej kawie. Jako partnerzy, bo wcześniej podobno było tak, że przyjeżdżał prezydent Piły i wydawał polecenia staroście. Taki partyjny układ. To się skończyło i to niekoniecznie musiało się spodobać.

Ta wojenka zaczęła się od wypowiedzenia przez miasto porozumienia w sprawie współpracy kulturalnej, patronatów i organizacji uroczystości rocznicowych oraz porozumienia dotyczącego zarządzania drogami powiatowymi na terenie Piły. Na pewno była niepotrzebna i można było wiele rzeczy zrobić razem. Tylko czy było to możliwe? Myślę, że była to kwestia naszych osobowości. Piotr Głowski jest osobą bardzo zapatrzoną w siebie. Ja nie wiem czy jestem osobą zapatrzoną w siebie, bo bez względu na to czy jestem portierem czy dyrektorem, wydaje mi się, że jestem taki sam.

Nowy starosta może być jednocześnie ostatnim starostą takiego powiatu jaki znamy. Miasto chce tym razem skutecznie zawalczyć o grodzkość, a to oznaczałoby powiat pilski bez Piły. 

Szczerze wątpię w to, że zdecydują się na taki krok. Na pewno nie przeprowadzą tego tak długo jak długo prezydentem będzie Andrzej Duda. Jeżeli później dopną swego, to będzie tragedia dla Piły. Dr Mirosława Rutkowska-Krupka, która była pomysłodawczynią tego, by Piła była powiatem ziemskim czyli tego statusu, który ma teraz, dobrze wiedziała co robi. W  Pile jest czterech zarządców dróg – miasto, powiat, województwo i GDDKiA.

Za trwający właśnie remont Wojska Polskiego, który kosztuje  10 mln złotych, płaci teraz samorząd województwa. Po zmianie statusu za wszystkie drogi będzie płaciła gmina. Chcę przypomnieć, że mówimy o mieście, które widnieje na liście miast kryzysowych tracących swoje funkcje społeczno-gospodarcze. Czy w tej sytuacji stać Piłę ma grodzkość?

Poza tym nie jesteśmy samotnym żaglem. Wystarczy wpisać w wyszukiwarkę „Marek Wójcik stenogram powiat pilski”, by dowiedzieć się dlaczego ówczesny wiceminister MSWiA był przeciwny temu pomysłowi. Chodzi o jego wystąpienie podczas pamiętnego wspólnego posiedzenia senackich komisji, które zdecydowało o tym, że w 2015 roku pomysł upadł. Otóż Marek Wójcik  nie ukrywał, że od strony formalnej nie ma przeszkód, ale byłby to bardzo brzemienny w skutkach błąd. Podkreślił, że wszędzie chwalił mądrość włodarzy Piły, Ciechanowa i Sieradza za to, że nie podzielili tego, co nie powinno być podzielone. Że rozwój to włączanie, a nie odłączanie. Jaki potencjał miałby powiat bez Piły? Szydłowo musiałoby iść do Wałcza, gdyż graniczy jedynie z Piłą. I choćby tylko z tego powodu nie warto.  

A warto było przez 8 lat być starostą?

Jest satysfakcja, i to duża. jeżeli mam niedosyt to taki, że nie udało nam się doprowadzić do końca sprawy szpitala. Zrobiliśmy jednak wiele, żeby nam się to udało. Po raz pierwszy w historii przekazujemy swoim następcom całkowicie oddłużony szpital; spłaciliśmy 33 mln złotych, które miały być spłacone po 20 latach.

Powód do satysfakcji to również fakt bycia od trzech lat najlepszym powiatem w kraju wśród powiatów powyżej 120 tysięcy mieszkańców.

Satysfakcja to również obiekty w Pile jak „Iskra” czy stadion, które krzyczą. Na pewno będąc już Tam na górze miło byłoby usłyszeć swoje nazwisko przy okazji kolejnych okrągłych urodzin stadionu.

Rozmawiała Agnieszka Świderska

 

Aplikacja pilaonline.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Aktualizacja: 28/04/2024 10:16
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo pilaonline.pl




Reklama
Wróć do