
- Piotr Głowski jako prezydent bardzo wysoko zawiesił poprzeczkę dla swoich następców, ale myślę, że jestem w stanie jej dosięgnąć, że mieszkańcy poznają Beatę Dudzińską jakiej jeszcze nie znali, bo nie było takiej potrzeby. Byłam częścią zespołu, teraz jestem jego liderem – mówi Beata Dudzińska, pełniąca funkcję prezydenta Piła i kandydatka Koalicji Obywatelskiej na fotel prezydenta Piły.
Miasto potrzebuje nowego prezydenta, ale czy potrzebuje też rewolucji?
Miasto to nie jest eksperyment. Miasto to przemyślana strategia, którą buduje się na wiedzy o nim i na jego potencjale. To czerpanie z tego, co w nim najsilniejsze i najmocniejsze, ale też asekurowanie najsłabszych. Eksperymenty są dobre w mikroskali. Jednak trzon miasta musi być dla mieszkańców przewidywalny. Ja sama jako mieszkanka nie chciałabym żyć w niepewności co do kierunku jakim rozwija się moje miasto. Fajnie jest znać te kierunki i nawet gdy wydają się zbyt ambitne, to mieć zaufanie, że wynikają z pewnej wiedzy i profesjonalizmu. Z kolei rewolucje bywają nieprzewidywalne w swoich skutkach.
Jakie w takim razie są sprawdzone pomysły na Piłę?
Myślę, że przez 13 lat byliśmy konsekwentni w tym, że miasto musi się rozwijać w sposób zrównoważony. Już wtedy, w 2010 roku, wiedzieliśmy, że trzeba te akcenty odpowiednio rozłożyć. To wcale nie był łatwy czas. Bezrobocie w regionie sięgało dwucyfrowego wyniku, a w Pile Zakłady Graficzne zwalniały tysiąc pracowników, co odczuło kilka tysięcy mieszkańców. Mieliśmy do zażegnania kryzys na rynku pracy i cel, by nie dopuścić do kolejnych. Dlatego powstała strefa ekonomiczna. Musieliśmy przekonać miasto i resztę świata, że to puste pole ma potencjał i będzie naszym bezpiecznikiem gospodarczym. I to nam się udało.
Historia z Zakładami Graficznymi nauczyła nas, że miasto nigdy nie może być uzależnione od jednego, dużego pracodawcy. Tym bardziej, że co roku powtarzały się plotki o tym jak to Philips wynosi się z Piły. Na szczęście, ten scenariusz się nie spełnił. Philips zamienił się w Signify, który właśnie otworzył w Pile swój największy w Europie hub logistyczny.
Po tych 13 latach mamy w Pile to na czym nam zależało czyli różnorodny rynek pracy. Sporo rodzimych firm się rozrosło. Niektóre przeniosły się do strefy. Ściągnęliśmy też nowych inwestorów. Zawsze też potrzeby rynku próbowaliśmy wiązać z kierunkami kształcenia. Bo to jak jakby wybudować nowy teatr, ale nie mieć baletnic. Nie miałam wpływu na szkoły średnie, ale zawsze mogłam powiedzieć ośmioklasiście: „Słuchaj, idź na mechatronikę, a ja zrobię wszystko, żeby po skończeniu szkoły zatrzymać cię w Pile”.
Co oznaczało to „wszystko”?
Jeżeli jednym filarem zrównoważonego rozwoju miasta była gospodarka, to drugim była jakość życia. To też musieliśmy zmienić, bo Piła była miastem, z którego po ukończeniu szkoły chciało się jak najszybciej wyjechać.
Mój własny syn wyjeżdżając z Piły powiedział mi, że to miasto nie jest ofertą dla niego. Zmienił zdanie kiedy pojawiły się dzieci, a Piła okazała się miastem idealnie skrojonym na rodzinę. Nie trzeba tracić tyle czasu co w Poznaniu, żeby dojechać do pracy, wrócić, zawieźć dzieci na drugi koniec miasta. Logistycznie to miasto jest skrojone i obliczone na rodzinę.
I na młodych, co widać najlepiej po Plantach. Potrafią się fajnie skrzyknąć, nikt nie siedzi tam z nosem w komórce, jest za to niesamowita energia. Te dzieciaki same stworzyły to miejsce. Same nam je narysowały. ”Tu chcemy jeździć na desce, a tu chcemy mieć pumptrack, ale uważaj, bo tu musi być tak krzywizna”. Nie spotkałam się z reklamacją.
Dlaczego Planty były tak ważne?
Oba te filary razem pokazały charakter miasta. Z jednej strony profesjonalny, gdy chodzi o sprawy gospodarcze, z drugiej jesteśmy jedynym miastem, gdzie jedzie się odpocząć do centrum. Kiedy inne miasta w weekendy pustoszeją, u nas rozbrzmiewa śmiech dzieciaków. Ta jakościowa zmiana to były też Płotki. Kiedyś koniec sezonu był w połowie września, kiedy ostatni ludzie schodzili z pomostu. Potem nikt już tam nie jeździł. W momencie jak pojawiła się ścieżka i pojawiło się światło, sama chętnie jeżdżę tam zimą i zawsze są ludzie. Wydłużyliśmy sezon z 4 do 12 miesięcy. To są rzeczy, które zmieniły charakter tego miasta. Dziś możemy też o sobie powiedzieć, że jesteśmy miastem rowerzystów. Zwróciły się też inwestycje w obiekty sportowe. Mamy wysp klubów i bardzo dużo młodych piłkarzy. Warto było.
Po Wyspie i Plantach przyszedł teraz na rewitalizację terenów przy lotnisku. I znów wracamy do gospodarki.
Strefa ekonomiczna na lotnisku to nasz wygrany wyścig z czasem, bo strefy przy Wawelskiej, Przemysłowej i Krzywej są już niemal pełne. Są tam wprawdzie jeszcze zapasy, ale strefy nie buduje się rok, ani w dwa. Poza tym strefa przy lotnisku będzie specyficzna, gdyż będzie korespondować z funkcją lotniska. Tu przyjdzie zupełnie inny inwestor. Jest jeszcze inny aspekt, na który warto zwrócić uwagę.
Piła nie jest samotną wyspą. Strefy, które budujemy, przyciągają otoczenie. Mówimy, że miasta się wyludniają, i w Pile też spadła liczba mieszkańców, ale gdybyśmy przesunęli granice o pięć, dziesięć kilometrów, to by się okazało, że wcale tak nie jest.
To są ludzie, którzy nie mieszkają w Pile, ale którzy korzystają z miasta. Z rynku pracy, z kultury, ze sportu. To nie jest problem, bo widać jeszcze inny trend. Ludzie mając pod nosem fajnie wyposażone miasto i dość niedogodności związanych z dojazdem zaczynają wracać.
Tunel podziemny, który połączy wszystkie perony, a także al. Poznańską z ul. 14 Lutego oznacza jednak pewną rewolucję. Podobnie jak przejęcie przez miasto zabytkowej parowozowni.
Czasami dworce są na uboczu. My mamy go w samym centrum. Ma to swoje dobre i złe strony, bo sztucznie rozdzielił nam miasto.
Kiedy powstanie ten pieszy tunel to w ciągu kilku minut będzie można znaleźć się z alei Poznańskiej w samym centrum. I te kilkaset metrów zmieni miasto. Ja to wiem. Podobnie jak zmieni je parowozownia. Jako sala widowiskowo-koncertowa będzie największa w regionie; spokojnie pomieści tysiąc osób. To będzie nasza Arena, w której będą mogły dziać się wydarzenia, na które wcześniej nie było w Pile miejsca.
Tu chodzi również o tereny wokół parowozowni. Niewykluczone, że odkryjemy dla miasta taką samą przestrzeń jaką odkryliśmy na Plantach, bo kto wcześniej chodził na Planty? A kto chodzi teraz na Zakopiańską?
Tak jak chcemy odkryć dla Piły te tereny, tak dla świata chcemy odkryć naszą parowozownię jako zabytek na skalę europejską, którym zresztą jest. I w tym temacie chcemy współpracować z Wolsztynem. Oni mają doświadczenie, my tradycję. Chcemy utworzyć turystyczną trasę kolejową między Piłą i Wolsztynem. Wierzę, że to się uda, tak jak PKP uda się zrealizować Master Plan dotyczący dworca. W ostatnim tygodniu rozmawiałam z ministrem infrastruktury Piotrem Malepszakiem o planach PKP dotyczących Piły. Jest im życzliwy, co dobrze wróży temu miastu.
Jaka Piła marzy się Pani za 5 lat?
Jeszcze 13 lat temu „Jestem z Piły” brzmiało jak suche, bezbarwne oświadczenie. Teraz coraz częściej słychać w tym zdaniu pewną satysfakcję, pewien rodzaj dumy. Mamy Planty, mamy HSA, mamy Lunares.
Zaczynamy mówić, że jesteśmy z fajnego miejsca na Ziemi, mieć poczucie tożsamości, czuć się związani z tym miastem, o co zabiegaliśmy przez ostatnie 13 lat. Piła przez te lata stała się też miastem kompletnym. Kiedyś po wszystko jeździliśmy do Poznania, do Bydgoszczy, do Szczecina, bo do kina, na zakupy, do teatru. Teraz nie ma takiej potrzeby.
Powiedzieć, że moje plany na te 5 lat to będzie kontynuacja, to powiedzieć za mało. Chcę, żeby to miasto rosło w siłę, żeby mu przybywało, a nie ubywało mieszkańców, i chyba mam na to pomysł.
Jaki to pomysł?
Teraz młodzi pilanie wyjeżdżają na studia i tracimy ich. Po wyborach, jeśli mi się uda, chciałabym uruchomić program, który pozwoli ściągnąć ich z powrotem do Piły. To normalne, że nie chcą wracać. Mieszka przez pięć lat sam, a potem ma wracać do rodziców? No nie. Woli już zostać i coś wynająć.
Ten program, o którym myślę, pozwoli im usamodzielnić się w Pile. Dostaną klucze i będą mieli pięć lat na prawdziwe usamodzielnienie się. Nie dostaną jednak tych mieszkań za darmo. Warunkiem udziału w programie będzie fakt, że pracują, a także kaucja i glejt od rodziców, że w razie kłopotów, wezmą ich do siebie. Za to człowiek, który skończy na przykład technikum, dostanie od miasta jasny przekaz: Masz 18 czy 19 lat, wierzymy w ciebie i dajemy ci szansę na rozwój. Jak dobrze wykorzystasz te pięć lat, wyprowadzasz się na swoje.
Dlatego to będą małe mieszkania, jedno-, dwupokojowe. Ja chcę, żeby oni wyrośli z tych mieszkań, kiedy w ich życiu pojawi się rodzina. Nieprzypadkowo też program ma być adresowany do młodych ludzi do 26 roku życia. Tym, którzy skończą studia, chcemy dać rok czasu na to, żeby do nas wrócili. Mogę mieć marzenia, ale twardo chodzę po ziemi. To nie jest obietnica bez pokrycia. Myślę, że w perspektywie dwóch, trzech lat jesteśmy w stanie zapewnić 70 takich mieszkań.
Była mowa wcześniej o tożsamości. Nie ma jednak tożsamości bez odpowiedzialności. Gdzie stworzyć dla niej miejsce?
Stworzyłam je w moim autorskim programie ”Przyjazne osiedle”. Niektóre kierunki są naturalne; wystarczy pójść po śladzie. Nie uważam, że mam monopol i wyłączność na wiedzę. Moją siłą jest umiejętność słuchania. To wyszło trochę przypadkiem na Zielonej Dolinie, której nazwa obróciła się przeciwko nam, ale uważam, że jestem w stanie ją obronić.
Nie warto iść w zaparte, dlatego, że kiedy wyznaczyło się jakiś kierunek. Za to warto się zatrzymać i sprawdzić czy ten kierunek jest nadal aktualny. Tak właśnie zrobiłam z Zieloną Doliną. Potrzebujemy tam przedszkola, ale nie potrzebujemy na razie szkoły, za to potrzebujemy zieleni. I tak działka przeznaczona pierwotnie pod szkołę zamieni się w zielony ekran.
Z kolei ulubioną ścieżkę mieszkańców, która straciła ostatnio na swoim uroku, zamienimy w zielony szpaler. Powstanie też Las Mieszkańców, który oddzieli osiedle od przyszłej ekspresówki, a na samym osiedlu Park Koszycki oraz skwer z miejscami parkingowymi. Tak jak na Zieloną Dolinę będę chciała spojrzeć na każde osiedle w tym mieście i stworzyć wspólnie z mieszkańcami listę jego potrzeb. To oni zdecydują co się na niej znajdzie. To będą ich wybory i ich odpowiedzialność.
A skoro jesteśmy już przy wyborach, to jaką wagę mają wybory, które czekają nas w niedzielę, 7 kwietnia?
W niedzielę pilanie zdecydują jakie chcą mieć miasto, w jakiej Pile się obudzimy. To będzie decyzja, która zmieni to miasto na więcej niż pięć lat, bo pojawią się środki unijne, które pozwolą zrealizować wiele ciekawych projektów. To będzie decyzja ważna dla mnie nie tylko jako kandydatki, ale przede wszystkim jako pilanki. Piła jest moim miastem nie tylko dlatego, że się tu urodziłam, ale jest moim miastem z wyboru. Jestem tu, bo chcę tu być, bo fajnie się tu żyje.
Dlatego te wybory są tak ważne. 15 października wypowiedzieliśmy się co do kierunku, teraz wypowiemy się co do gospodarzy. Fajnie było posłuchać innych kandydatów i ich pomysłów na miasto, bo to oznacza, że wszyscy chcemy dobrze dla Piły. Do tego jednak, żeby zmieniać i rozwijać miasto, trzeba mieć wiedzę i doświadczenie. Te dwa miesiące, kiedy mnie tu nie było, pozwoliło mi dojrzeć do tej odpowiedzialności. Bez tego być może nie wyszłabym z trybu zastępcy, a tak wróciłam już kimś zupełnie innym.
Piotr Głowski jako prezydent bardzo wysoko zawiesił poprzeczkę dla swoich następców, ale myślę, że jestem w stanie jej dosięgnąć, że mieszkańcy poznają Beatę Dudzińską jakiej jeszcze nie znali, bo nie było takiej potrzeby. Byłam częścią zespołu, teraz jestem jego liderem.
Po powrocie do urzędu otrzymałam niesamowite wsparcie, żeby przypadkiem nie przyszło mi do głowy, że to dla mnie za trudne. Chapeau bau dla wszystkich moich pracowników. Tacy ludzie to wyjątkowy kapitał. Będę miała z kim zmieniać to miasto.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie