Reklama

Święconka, śmingus-dyngus i wozawki czyli polskie tradycje i zwyczaje wielkanocne

Wielkanoc upamiętnia tradycje, które wypielęgnowała pobożność naszych przodków. Nigdzie te zwyczaje nie są tak przeżywane jak w Polsce. Staropolska obrzędowość ludowa Wielkanocy, czyli najważniejszym chrześcijańskim święcie, akcentuje nadejście wiosny. Odrodzenie się życia – człowieka i przyrody – to dwa nierozerwalne elementy, stanowiące o istocie naszego dziedzictwa w okresie Świąt Wielkanocnych.

Wielkanoc jest bardzo radosnym świętem. Jest ono symbolem triumfu życia nad śmiercią. Obchody wielkanocne na przestrzeni wieków zmieniały się. W „Opisie obyczajów za panowania Augusta III”, historyka, ks. Jędrzeja Kitowicza czytamy, że procesja rezurekcyjna odbywała się o różnych porach. Niemniej każdej mszy rezurekcyjnej od wieków towarzyszyły procesje, podczas których wierni wraz z księdzem okrążali kościół trzy razy dookoła. Dzwoniły dzwony, a ludzie w radosnym śpiewie, wołając „Alleluja!”, obwieszczali światu, że Chrystus zmartwychwstał.

Kto pierwszy

Dawniej tradycje chrześcijańskie przenikały się z pogańskimi, dlatego wierzono, że poranne wykąpanie się w wodzie leczyło choroby skóry, a także dawało szczęście i pomyślność. Panny dzięki tym zabiegom zyskiwały urodę, dlatego niektórzy zamiast na mszę rezurekcyjną szli nad pobliski staw lub rzekę.

Gdy msza rezurekcyjna dobiegła końca, cała ludność jak najszybciej wracała do swoich domostw. Wierzono bowiem, że kto pierwszy dotrze po wielkanocnej mszy do domu, ten jako pierwszy zbierze obfite plony.

Wielkanocne śniadanie

Gdy wszyscy domownicy zebrali się już przy świątecznym stole, każdy dostawał łyżkę chrzanu, symbol już ostatniego umartwienia się. Miał on także chronić przed chorobami do następnej Wielkanocy. Samo śniadanie rozpoczynało się od podzielenia się jajkiem, życząc sobie wszelkiej pomyślności.

Jako, że Wielki Post dobiegł końca, można było zjeść mięso. Dlatego na stołach gościły kiełbasy, szynki i inne mięsne specjały. Nie zabrakło jaj, chlebów, sera i ciast – czyli tego co znajdowało się w święconce.

Śniadanie w wiejskich chałupach różniło się nie tylko ilością potraw, lecz także zastawą stołową. We dworze wyciągano najlepszą porcelanę i srebrne sztućce. Stoły pełne były bardziej wykwintnych potraw.

Etnograf Oskar Kolberg tak opisał XIX-wieczny tradycyjny posiłek wielkanocny bogatych gospodarzy ze wschodniej Wielkopolski:

Na co zamożność domu, zręczność gospodyni i szafarki, kunszt pasztetnika i kucharza, często i dowcip pana dyrektora zdobyć się mogły, wszystkiego używano ku bogactwu i ozdobie Święconego. Zastawiano niem stoły ogromne, ciągnące się wzdłuż sali jadalnej. W środku stał baranek z chorągiewką, misternie wyrabiany z masła, z wełną lekką jak puch, z oczyma drogich kamieni. W około zastawiano, wedle zamożności domu, to dziki, wieprze i jelenie upieczone w całości i wypchane drobną zwierzyną, to szynki i prosięta lub drób, to zwoje kiełbas sięgające aż do pułapu, to różne wędzonki, ozory, półgęski i stosy jaj malowanych na rakowe. Dalej placki przeróżnego rodzaju i ciasta z bakaliją, baby potwornej wielkości, kołacze i jajeczniki, serowce, maczniczki, przekładańce i mazurki. Napitku wszelkiego rodzaju dostatek: wódki, piwa, miody i wina w butlach, krużach, garncach i antałkach.

Do dobrych obyczajów należało dzielenie się potrawami świątecznymi z ubogimi sąsiadami.

Z pokarmem świątecznym wiązało się wiele zwyczajów. Skorupki ze święconych jaj wrzucano w kąt izby, aby uchronić dom przed robakami. Wkładano je również pod pierwszy zwieziony do stodoły snop siana, aby chronić zboże przed myszami. Z kolei skorupki rozrzucone po polu miały niszczyć chwasty i chronić kapustę przed robakami. Wierzono również, że toczenie jaj po grzbiecie konia czy krowy, zapewni im siłę i zdrowie. Natomiast poświęcone, ale niegotowane jaja dawano dojnym zwierzętom, by dawały więcej mleka.

Ważna była również poświęcona słonina, którą smarowano wymiona chorych krów, a ludziom ręce i nogi, żeby nie zostały pokaleczone podczas żniw. Z kolei, aby woda w studni była zawsze czysta sypano do niej sól ze święconki. Wierzono również, że jeśli myszy zjedzą okruszki po święconym, wtedy przestaną im rosnąć zęby.

Poniedziałek Wielkanocny

Poniedziałek Wielkanocny nie ma szczególnego rytu liturgicznego. Charakteryzuje się jednak wyjątkową obrzędowością ludową. Drugi dzień Świąt Wielkanocnych upływał, więc na hulankach i swawolach. O ile Niedziela Wielkanocna była czasem dla najbliższej rodziny, to drugiego dnia świąt życie towarzyskie kwitło.

Dziś Poniedziałek Wielkanocny nazywamy „śmigusem-dyngusem”, związany ze zwyczajem oblewania się nawzajem wodą i smaganiem gałązkami.  Dawniej były to tak naprawdę dwa osobne zwyczaje. Jednym był suchy albo zielony „śmigus”, który polegał na smaganiu panien suchymi gałązkami wierzby, aby dodać im sił witalnych. Zwyczaj ten był charakterystyczny przede wszystkim dla Polski północnej. Natomiast w Polsce południowej dodano do tego zwyczaju wodę i polewano się na szczęście, na urodzaj.

Dla każdej panny polewanie wodą oznaczało, że ma powodzenie. Dlatego niektóre dziewczęta same oblewały się wodą, tak by się nikt o tym nie dowiedział. Te panny, które miały największe powodzenie, wyciągane były z chałup i wrzucane do poidła dla koni lub najbliższego stawu.

Oskar Kolberg tak opisał ten wielkanocny zwyczaj:

Pod Sandomierzem nazywają dzień ten dniem świętego Lejka. Parobcy z pelnemi wody konewkami, idą wtedy do tych chałup, gdzie są dorosłe dziewczęta. Jeśli dziewczyna się nie spostrzeże, zlaną jest przez wchodzącego od głowy do stóp. Jeśli zaś dostrzeże ich nim wejdą, ucieka na strych wziąwszy z sobą naczynie z wodą, i stamtąd oblewa wchodzących do sieni chłopaków. Gdy zejdzie ze strychu, parobcy odwzajemniają jej się, lubo już mniej natarczywie. Rodzice częstują tych gości plackiem, mięsem i wódką.

Drugim zwyczajem było właśnie „dingowanie” od niemieckiego słowa dingen, co oznacza „wykupywać się”, choć etnograf i folklorysta Zygmunt Gloger dostrzegł również podobieństwo do niemieckiego słowa Dünnguss (chlust wody).

Inną popularną zabawą świąteczną było huśtanie się na huśtawkach wielkanocnych. Zależnie od regionu, nazywano je „wozawki” lub „siubienice”. Były to wysokie drewniane konstrukcje, na których huśtano się na stojąco. Bujała się na nich przede wszystkim młodzież – panny i kawalerowie, ponieważ służył do kojarzenia par.

Źródło: Narodowy Instytut Dziedzictwa

 

 

Aplikacja pilaonline.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Aktualizacja: 20/04/2025 09:53
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo pilaonline.pl




Reklama
Wróć do